synergia

synergia

poniedziałek, 18 lipca 2016

kontakt


Skontaktuj się ze mną:

603 088 679
lub
dominika.swiatecka@wp.pl

[Fot. Piotr Doweyko ]

Zapraszam. Jestem.

środa, 15 lipca 2015

Praca serca, droga życia - COACHING




Rozwój istotny był dla mnie od zawsze. Na wszystkich poziomach.

Kilka lat wstecz wyśniłam sen – o miejscu dla kobiet, miejscu, w którym chce się być i miejscu, które indukuje rozwój. Na różnych płaszczyznach.

Wtedy byłam jedynie Panią doktor od bakterii i budowa centrum rozwoju osobistego dla kobiet, była bardziej odległa, niż najbardziej odległa galaktyka.
A jednak – z jakichś powodów ten przedziwny sen zapamiętałam.

Jak to bywa – w trakcie swojej drogi, doszłam do takiego punktu, gdy poczułam, że chcę zmiany. Chcę więcej. Spójnie z tym, kim jestem. Chcę zaryzykować. Chcę zmienić swoją drogę. Najpierw jednak – chcę ją znaleźć.
Zapisałam się na Praktyczną Psychologię Społeczną, na SWPS w Warszawie, by przeżyć zawód i rozczarowanie, że to… nie to… I by potem, już bez oczekiwań, a za to z otwartością i ciekawością – studiować, uczyć się, poznawać. I wówczas ten dwudniowy zjazd z Magdaleną Kulicką i zajęcia a propos coachingu. Bum – wszystkie komórki mojego ciała stanęły na baczność. Całą sobą poczułam, że coś w tym baaardzo było. Coś bardzo mojego.
Potem pojechałam pomieszkać do Hiszpanii, pracować naukowo, z nadzieją, że odnowię swą miłość do bakterii i chęć pozostania w nauce. I… stamtąd po prostu wsiadłam w samolot i poleciałam do Londynu, by rozpocząć najbardziej fascynującą przygodę/drogę w moim życiu. Rozpoczęłam studia coachingu (CTI, Londyn, UK). Niebywałych kilka miesięcy. Czemu Londyn? I czemu CTI? Zawsze uważałam, że jak uczyć się – to u najlepszych.

Ten londyński czas – to absolutne trzęsienie ziemi i przestawianie zwrotnicy we mnie i moim życiu. Pamiętam jeden z ostatnich zjazdów, gdy całą sobą poczułam, że oto znalazłam SWÓJ DOM. Znalazłam swoją drogę! Drogę, która wykorzystuje moje naturalne talenty, umiejętności, jest spójna z moimi wartościami, potrzebami i tym, co sprawia, że czuję niebywałą frajdę. Drogę, która daje niekończący się rozwój i cudowny, głęboki kontakt z człowiekiem. Znalazłam swoje miejsce na ziemi!

Od tamtej pory – wędruję nieprzerwanie…

Uczę się. Rozwijam. Tworzę własne metody. Własne programy. Łączę to, co w swoim życiu dotychczasowym najpiękniejszego i najbardziej wartościowego nazbierałam. I … dzielę się tym. Dzielę się tym, co wiem, że działa.

Mój Coaching jest synergią wiedzy i umiejętności, jakie zdobyłam podczas studiów, pracy zawodowej i licznych godzin praktyk oraz wszystkich wcześniej zdobytych życiowych doświadczeń i bieżącego uczenia się.

Fuzja umiejętności, wiążących się z postawą naukowca, coacha, tancerki i malarki jest źródłem bogatych narzędzi
i zasobów, a wiedza i umiejętności zdobyte w tych obszarach dają mi unikatową perspektywę.

SYNERGIA

I w to właśnie wierzę – jesteśmy synergią ciała, umysłu i psychiki i by żyć w pełni, każdy z naszych aspektów potrzebuje wzrastać. Człowiek nie jest jedynie „gadającą głową”, ale całością
i otwarcie własnego potencjału – wymaga pełni i holistycznego podejścia.

Moją misją jest

BUDZIĆ ŻYCIE

Skoro już jestem na świecie – chcę wykorzystać dany mi czas na 100 %.
Spójnie ze sobą. W radości. W miłości. Z rozmachem. Z odwagą. W pełni.
Wiem, że tak można, bo tak żyję.
I do tego ośmielam tych, z którymi pracuję i którym, w ich drodze towarzyszę.

Wszechświat mi sprzyja.
Spotykam mądrych ludzi. Niezwykłych nauczycieli (jak Kasia Miller, Maciek Bennewicz i Małgosia Żukowska).
Dostaję możliwości, z których odważam się korzystać.
Stwarzam swoje życie takim, jakie chcę, by było.
Ośmielam do tego ludzi.

I …, jak zawsze, … działam proaktywnie i … zbliżam się do realizacji mojego snu :-)



Faktologia:


Studia i kursy z dziedziny psychologii i coachingu:
·        Studia podyplomowe: Praktyczna Psychologia Społeczna, SWPS, Warszawa (10. 2012 - 06. 2013)

·        kurs w The Coaches Training Institute - szkoła akredytowana przez International Coach Federation, Londyn, Wielka Brytania, (05.2013 – 09.2013)
              Uzyskany tytuł: Co-Active Coach®

·        certyfikacja w ramach miedzynarodowej szkoły The Coaches Training Institute, (szkoła akredytowana przez International Coach Federation (10.2013 – 07.2014)
     Uzyskany tytuł CPCC (Certified Professional Co-Active Coach)

·        kurs ART COACHINGU – w Norman Benett Academy, prowadzony przez Macieja Bennewicza, Warszawa, Warszawa, 2014

·         Hipnoza, czyli język transu w  Coachingu  – w Norman Benett Academy, prowadzony przez Macieja Bennewicza, Warszawa, 2014

·        kurs “Prosperuj jako coach” – biznes w ujęciu coachingowym (10.2014 – 03.2015)


·        Coaching systemowy – 2015 – 2016 (Poznań)

czwartek, 9 lipca 2015

MALOWANIE INTUICYJNE


Malowanie intuicyjne

Pamiętam, że lubiłam rysować, jako dziecko. I chyba nieźle mi to szło. Potem dłuuuuugo, długo nic. Później popełniłam kilka rysunków w fazie licealnej, zainspirowana moim ówczesnym chłopakiem, który narysował kilka bardzo niezłych dzieł. I to wtedy też było niezłe. A potem znów nic. Pamiętam, że Pani na lekcji plastyki kazała nam narysować swoją dłoń. Po zajęciach zebrała rysunki, a spośród nich wybrała chyba ze trzy, mówiąc, że tylko z autorami tych prac ma o czym rozmawiać (swoją drogą – cóż za motywujące podejście pedagogiczne!). Wśród wybranych prac była moja. Nic to jednak nie dało, bo potem były całe długaśne lata, gdy rysunek, a tym bardziej malunek – były w moim życiu nieobecne. No, może poza malowaniem ścian w domu i mebli, co – odkryłam – sprawiało mi mega frajdę. A potem warsztaty art.-coachingowe z Maćkiem Bennewiczem, podczas których używałam rysunku, jako narzędzia docierania do siebie. Oprócz walorów psycho-poznawczych, odkryłam, jak cudownie czuję się rysując. Rysunek wrócił do mojego życia. Zaczęłam wykorzystywać go w pracy coachingowej z moimi klientami. Z olśniewającymi efektami. Nie mogę jednak powiedzieć, bym malowała. Nie. Niby rysunek był, ale… jako narzędzie, które oferowałam, a nie mój sposób na siebie i ze sobą bycie.

Aż dnia pewnego, nie mogąc już utrzymać, ani okiełznać myśli, uczuć, emocji, które we mnie buzowały w związku z istotną dla mnie kwestią – sięgnęłam po zalegający w mym domu wielki arkusz brystolu, wyjęłam farby plakatowe, które miałam w domu, pędzle i … nie mając zielonego pojęcia, co istota będąca mną zamierza robić – po prostu się poddałam sobie samej i zaczęłam malować. To był proces niesamowity. Kilka godzin, podczas których nie wiedziałam zupełnie, co będzie za chwilę, ani tym bardziej, jaki będzie finał. Siedziałam nad arkuszem brystolu i robiłam to, co akurat czułam i tak długo, jak czułam, że jest potrzebne. Tamtego dnia rysowałam swoje serce i drogę jaką przeszło. Pojawiali się we mnie ludzie, ważni w moim życiu, sekwencyjnie, jak swoista droga serca, a ja „obcując z każdym z nich” wypełniałam, zapełniałam, raniłam, dziurawiłam, pozłacałam, brudziłam swoje serce… Robiłam z nim to, co czułam, że muszę zrobić. Malując farbami, tymi kolorami, co akurat trzeba, nanosząc farby dużo, grubo lub mało. Nanosząc je punktowo lub mażąc nimi zamaszyście. Nanosząc odpowiednie kolory, drobinki brokatu, wydrapując dziury…  Robiąc to obserwowałam proces, w jakim byłam i siebie w nim. Robiąc to wzruszałam się, czasem milkłam, czasem płakałam, czasem stawałam się gwałtowna, przepływały przeze mnie kolejne fale uczuć. Czasem dana osoba wypełniała moje serce różnymi falami i kolorów, i faktur i uczuć. A po niej pojawiała się kolejna. I kolejna. Czasem nie chciałam już niczego zamalowywać, chciałam, by zostało, co już jest, ale mój brzuch kazał mi iść dalej, bo pojawiał się kolejny człowiek ważny w moim życiu, który zmieniał kształt mojego serca. Malowałam więc. Malowałam do czasu, aż poczułam, że się dopełniło na dany moment. Po skończeniu – zobaczyłam kształt serca, jaki był na tamten moment. Wiedząc jednocześnie, czym jest wypełnione, jak było zapełniane i co jest pod powierzchniową warstwą farby.

Niebywały, transformujący i refleksyjny proces.

Zadziwiłam sama siebie mocą, jaką ma malowanie. Taki sposób malowania.
I w tym zadziwieniu wlazłam w swoje codzienne życie, pracując coachingowo z kolejnymi klientkami.

Do czasu, gdy prowadziłam sesję coachingową z kobietą, która jest uzdolniona artystycznie i artystycznie się wyraża. Po tej sesji – głos z mojego brzucha (mój brzuch – jak ja to mawiam) – kazał mi wejść do sklepu, wziąć w rękę konkretne (!) płótno, chwycić konkretne farby (!!) i gnać do domu. Pamiętam, że sama siebie obserwowałam z olbrzymią ciekawością, tym bardziej, że ja nigdy-przenigdy nie namalowałam niczego na płótnie. Tym bardziej, że uważałam, że malowanie na płótnie jest ho, ho – nie wiem czym i że nie moje to progi. A jednak, wsłuchana w głos z mojego brzucha, gnałam z płótnem i farbami do domu, nie wiedząc zupełnie co z tego i po co. To był czas, podczas którego intensywnie pracowałam nad integracją mojego życiowego powołania z moją zawodową misją. Wszystko buzowało we mnie intensywnie. Myśli, uczucia, refleksje i… zainspirowana po tamtej sesji, po prostu rozłożyłam wszystko, co kupiłam na podłodze mojego salonu i … pozwoliłam „mojemu brzuchowi malować”. Wyciskałam farbę na swoje dłonie i mazałam nią po płótnie, nie mając bladego pojęcia co z tego ma wyjść. Zaufałam sobie jednak i poddałam się wewnętrznemu głosowi, który malował z zapamiętaniem. A ja byłam w tym cała i jednocześnie obserwowałam sama siebie i proces twórczy oraz myślowo-czuciowy we mnie. To niebywałe uczcie. Niebywałe. Absolutnie niepowtarzalne. I znów, malowałam do tego momentu, do którego poczułam, że trzeba. Ani mniej, ani więcej. A potem patrzyłam zadziwiona: i tym, że tak potrafię, i tym, że można malować tak z brzucha, i tym, jak wiele przeze mnie przepłynęło podczas tego malowania, jak wiele myśli się poukładało, jak wiele refleksji się zawiązało, jak wiele uczuć przepłynęło i udrożniło mnie tym swoim płynięciem, jak klarowniejsze wszystko się stało i jak jasno widzę wszystko po. I jak zapamiętałam się w tym procesie, gubiąc gdzieś czas. Niebywałe uczucie.

A jednak można malować, nie umiejąc malować – pomyślałam wtedy. I tyle podczas malowania o sobie odkryć.

Co więcej – teraz odkrywam, że obrazy malowane intuicyjnie zawsze są jakieś. Oczywiście – mogą się podobać lub nie, ale one zawsze są jakieś. Coś jest w nich intrygującego. Obserwuję to, prowadząc grupy rozwoju osobistego, w których wykorzystuję malowanie intuicyjne, jako narzędzie w procesie coachingowym. Każdy powstający obraz, niezależnie od tego, że autorka uważa się za antytalent plastyczny i że jest to jej pierwsze malowanie – mimo to, każdy obraz jest jakiś. Jest intrygujący. Mam teorię, mówiącą, że ze względu na fakt,  iż każda kropka naniesiona na płótno ma sens, jest po coś i jest pełna głębokich emocji – to właśnie czyni obraz malowany intuicyjnie intrygująco jakimś. Nie jest technicznym pokazem kunsztu. jest eksperesją i opowieścią duszy i serca.  Ma sens. I głębię. Ma w sobie niebanalną opowieść, wypełniona energią autorki obrazu.

Maluję. Maluję brzuchem :-)

I kocham to.

Uwielbiam to uczucie, które każe mi kupić płótno o konkretnym kształcie i rozmiarze. Uczucie, które każe mi kupić jakiś kolor farby. Uczucie, które każe mi pociąć jakiś materiał zakopany w szafie i nim maziać po płótnie. Uczucie wynikające z faktu, że nie wiem, co powstanie. Nie wiem, co będę czuła w trakcie. Nie wiem, co odkryję w trakcie malowania i po. Nie wiem. Nie wiem i jestem ciekawa. Uczucie ciekawości. I uczucie czyszczenia i układania w duszy.


Malowanie wniosłam do swojej praktyki coachingowej. Jak wszystko, co czuję i co jest bardzo moje. Jak wszystko, co wiem, że ma wielką moc. Dzielę się tym. Cieszę się tym z innymi.













BURLESKA


BURLESKA

Rzetelną naukę tańca rozpoczęłam od tańca orientalnego. To niezwykły nurt, dający fundamenty ruchowe i niebywałą świadomość ciała. Cieszyłam się nim ogromnie. Aż do momentu, gdy… przestałam się w nim mieścić. Zaczęłam więc wędrować dalej. Przez tańce latynoskie, uliczne, Flamenco… Smakowałam, szukałam, uczyłam się, bawiłam się tańcem i sobą w nim, stale szukając.

Kiedyś, bliski mi mężczyzna powiedział mi: „jeśli chcesz być w czymś naprawdę dobra – zostań instruktorem”. Miał rację. A ja zanurkowałam w to.

Jak to w życiu bywa, tam, gdzie jest prawdziwe chcenie i powołanie, tam los gotuje możliwości. Poszłam na warsztaty prowadzone przez Monikę Marchel. Warsztaty z Burleski i wyszedłszy z nich, zadzwoniłam rozświecona i podekscytowana do mojej siostry,  wyśpiewując: „To jest TO! Burleska! BUR-LE-SKA! Musze ją wprowadzić do Olsztyna!”. Dwa dni potem dostałam wiadomość od Magdaleny Faszcza, właścicielki Studia Animacji Ruchowej RYTM w Olsztynie: „Widziałam Cię na warsztatach Burleski. Musisz ją wprowadzić do Olsztyna. Nikt inny tylko Ty”. I tak oto los otworzył mi drzwi do wielkiej, cudownej, stale trwającej i ewoluującej przygody – BURLESKI.

Czym mnie uwiodła? Możliwościami i otwartością. Nie ma kanonu kroków, których trzeba przestrzegać i tym samym daje wolność. Mieszczę się w niej, bo nie ma granic :-) Można tworzyć wykorzystując wszystkie możliwe kombinacje kroków, ruchu, styli, rytmów. Możliwości są nieograniczone. A to daje przestrzeń na niebywały rozwój. I kreatywność. Przez to jest też wymagająca. Bo to coś więcej niż taniec. Nie można nauczyć się tylko kroków i w nich lub za nimi się schować. Każdemu ruchowi trzeba nadać kolor, wyraz. Ubrać w emocje. Nadać energii. Tu chodzi o tego, kto tańczy. O człowieka. Ruch jest tylko rusztowaniem, narzędziem do wyrażenia siebie.

I to mi daje oddech.
I radość.
I przestrzeń na zabawę, eksplorowanie, odkrywanie i kreatywność.

Burleska w założeniu jest taneczno-teatralna. Tym samym daje przestrzeń na flirt, grę, zabawę. Na pozwalanie sobie popuszczać wewnętrzne obostrzenia i pozwolić sobie na nie-pozwalalne.

Burleska w cudowny sposób uczy dystansu. Do siebie. Do swojego ciała. Do seksualności i rozdmuchanego w tym temacie patosu i tabu.

To również zabawa kobiecością w czysto-kobiecym aspekcie: ciuchy, gadżety, dodatki. Istny Moulin Rouge, czyli wszystko to, o czym Panie marzą :-)

Burleska jest dla odważnych. Bo wymaga właśnie pokazania siebie. Wyrażenia siebie. Wyraźne, dobitne JESTEM.

I dlatego jest w mojej perspektywie niebywałym narzędziem do zaprzyjaźniania się ze swoją kobiecością, otwierania się na wszystkie kolory w sobie (różne rodzaje energii), na wyrażanie siebie, na budowanie pewności siebie i rozwój cielesnej seksualności kobiecej.
Poza czysto tanecznymi aspektami – wykorzystuję ją do coachingowe pracy rozwoju osobistego w aspekcie ODWAŻNEJ, ŚWIADOMEJ KOBIECOŚCI.


Kocham Burleskę :-)

__________________________________________

* jestem instruktorka BURLESKI w Studio Animacji Ruchowej Magdaleny Faszcza w Olsztynie (2012 - )

* prowadzę warsztaty z Burleski na zamówienie (w różnych miastach Polski i Europy) 


                                __________________________________________
















______________________________________

Wraz z kobietami tańczącymi BURLESKĘ :




 









___________________________________________________________

Moje niegdysiejsze pisanie dotyczące BURLESKI - TU, TU


TANIEC SCENICZNY


taniec sceniczny

Taniec jest moją wielką pasją i miłością. To sposób na wyrażanie siebie, gubienie siebie i znajdywanie siebie. Sposób na przekraczanie siebie. Sposób na zadziwianie się sobą. Twórczy sposób na bycie twórcą. Sposób na kontakt z ciałem, ze sobą przez ciało i z drugim człowiekiem – cieleśnie i duchowo. Sposób na zmysłowość. Sposób na magię i na poszukiwania. Sposób na zabawę. Sposób na przyjemność. Sposób na trening duszy, osobowości. Sposób na tworzenie opowieści. Sposób na kreatywność. Sposób na kształcenie umiejętności wizjonerskich: układania i tworzenia choreografii, kostiumów, scenografii, scenariuszy spektakli, całych spektakli. Sposób na kształtowanie umiejętności pracy z ludźmi w sposób, który wydobywa z nich to, co najpiękniejsze. I sposób na niezwykłe z nimi współbycie. Sposób na otwartość. Sposób na uśmiech. Sposób na zmęczenie. I sposób na poczucie sensu.

·      Współinicjatorka i pierwsza instruktorka zajęć tanecznych z zakresu Burleski w Olsztynie (2012 - )

·      Tancerka w spektaklu: „Dziadek do Orzechów” w Filharmonii Warmińsko-Mazurskiej w Olsztynie (2012 i 2013); „Burleska” w CEIKu w Olsztynie (2014),

·      Tancerka, choreografka, osoba odpowiadająca za adaptację legendy w spektaklu „Dar Królowej Róż” (2013)

·      Autorka, choreografka, reżyser, scenografka i wykonawca etiudy teatralno-tanecznej „La Blu Dans” 04.2014

·      Opiekun artystyczny eksperymentalnej inicjatywy teatralno-tanecznej BUDUAR

·        Prowadząca warsztaty taneczne z zakresu Burleski, tańca orientalnego i latynoskiego, fuzji


Dziadek do orzechów - 2012


Dar Królowej Róż - 2013





Dziadek do Orzechów - 2013




Burleska - 2014:





La Blu Dans - 2014:





 BUDUAR - 2015



 Rewia Magdalena y Amigos - 2015: